W Nowym Roku Odszedł Stary Rok Dokąd Gdzie tak nagle zniknął Poszedł gdzieś w dal Może się skrył za horyzontem Albo za szarą, siwą mgłę I się odnajdzie gdy opadnie Być może w gwiazdach jest Ktoś powie I znajdą go astronomowie Teleskopami Które do Nieba zaglądają I mu powiedzą Czemuś odszedł Być może nie wiesz Że twój następca który przyszedł W feerii świateł Zimnych ogni W szumie szampanów Huku petard Już na początku Tak po cichu Zrobił nam żart I wszystkim nam dopisał lat Więc po coś odszedł Skoro byliśmy z Tobą młodsi A ty nie byłeś ten najgorszy Skoro już jednak tak się stało Że nam odszedłeś Stary Roku To mam do ciebie małą prośbę Na marginesie tego wiersza Tak napisane trochę z boku Powiedz rokowi Co przyszedł do nas wprost po Tobie Kiedy już będzie chciał odchodzić I zacznie się w Sylwestra zbierać Niech idzie Niech tylko lat nam nie zabiera
Irlandia Zaraz się wzniosę bliżej gwiazd Zostawię wiecznie zielone wzgórza Zazdrośnie kryte mgieł zasłoną W deszczu roszącym co dzień zieleń Gdzie wiatr wygrywa pieśni bardów Z żalem pożegnam skalne klify O które fale grają szanty I to codzienne haw air you I mą odpowiedź very well Choć tylko znamy się z widzenia I że tak można do obcego Powiedzieć prosto w kraju tym Happy, hi, good morning Zabiorę z sobą uśmiech wnuków Wrócę do kraju kochanego W którym ktoś zwie mnie gorszym sortem Tylko znajomym mówi się dzień dobry Gdzie nie istnieją haw air you, happy, hi A może są gdzieś w głębi nas Zbyt delikatne, zawstydzone Aby zaistnieć jak piękny kwiat W chwastów ogrodzie Więc by odetchnąć znowu ciszą Usiąść na klifie pośród wrzosów Znowu powrócę By nieznajomym mówić happy
List do Mikołaja Pod choinkę Poproszę Mikołaju O magiczny zegar Co nie liczy czasu Mi tam wystarczą Wschody i zachody słońca Księżyc na niebie o północy I zawsze cztery pory roku Kolejna wiosna Kolejna jesień A po nich Boże Narodzenie I Nowy Rok następny A z nimi płynie Czas jak rzeka Taka jest moja czasu miara Więc bardzo proszę Mikołaju Niech zegar który mi darujesz Ma zamiast godzin Na cyferblacie złote gwiazdy A znak zodiaku Niech mi co dzień Dobry nastrój wróży I ducha pogodę A gdy przyjdą chandry Niech mi da sposoby Co mam z nimi robić By odeszły szybko Jak deszcz W letnią pogodę Drogi Mikołaju Odpowiesz Mój list I moja prośba To zwykła snu fantasmagoria Lecz drogi Mikołaju Ktoś już otrzymać nawet chciał Nie zegar co nie liczy czasu A złotą gwiazdę z nieba Bo w życiu trzeba mieć marzenia I o nich myśleć O nich śnić One wszystkiego są początkiem Niech więc nie dziwi Cię Mój list
Młodości minął czas I z Dziadka do Orzechów Młodzieńcem się nie stanę Nie zawalczę z szablą w ręku Z okrutnym Królem Myszy Z Klarą walca nie zatańczę I nie zatańczę pas de deux Dziś mi pozostał Dostojny grossvater Lecz gdy choinka znów zaświeci Kolęda w noc popłynie Ożyją we mnie dawne chwile Zapragnę walczyć z Królem Myszy Zechcę być Dziadkiem do Orzechów Lecz gdy Wigilii czas przeminie I z słońcem wstanę wczesnym ranem To już nie będę chłopcem Klary Bo jestem przecież dziadkiem wnuków
Konwicki o Polakach Dziś pierwszy dzień kalendarzowej jesieni. Skoro więc mamy jesień i wieczory dłuższe, to czas powrócić do pisania bloga. Tym razem mało napiszę od siebie. Napiszę tylko tytułem wstępu. Reszta jest przeznaczona do uważnego przeczytania i zanotowania, a nawet, jak ktoś chce do pobrania, bo i myśl to zupełnie genialna i prorocza, ale zarazem gorzka w swej wymowie, a raczej prawdziwa aż do bólu - o nas, Polakach. A napisał ją Tadeusz Konwicki w książce z 1981 roku pt Wschody i zachody księżyca - swoim dzienniku, raptularzu, wspomnieniach i rozważaniach - wszystko razem wzięte. Otóż ta myśl tłumaczy, jak nic innego, jak żadne badania socjologiczne i politologiczne, jak to się stało, że PiS doszedł do władzy. Jest genialną diagnozą zachowań niektórych Polaków a może większości? Proszę uważnie przeczytać, tę jota w jotę przepisaną myśl - Tadeusz Konwicki Wschody i zachody księżyca, str. 73 i 74. Cytat "Polacy są ślicznym, pełnym wdzięku, inteligentnym narodem, ale narodem infantylnym, podrostkowatym, zatrzymanym w rozwoju w stadium dziecięctwa. Wspaniali Polacy, tak dumni ze swego polactwa, są dziecinni. Dlatego cierpią na silny kompleks ojca. Polacy marzą o normalnym, dorosłym, odpowiedzialnym mężczyźnie, który by wziął na siebie całą odpowiedzialność za ich dziecinne losy. Polacy tęsknią do ojca, rosłego draba z wąsami, o szorstkich, ale zdecydowanych ruchach. Polacy kochają tatusiów z pasem rzemiennym w ręku, tatusiów gniewnych, ale sprawiedliwych, którzy są szanowani przez wszystkich sąsiadów. Miło jest, bawiąc się w piaskownicy, przypomnieć sobie tatę, który, kiedy wróci z pracy, natrze uszu temu piegowatemu drągalowi z sąsiedniej ulicy. Dlatego Polacy nie potrafią żyć bez ojców narodu. Dlatego Polacy całym ogromnym wysiłkiem podświadomości usiłują w każdej mikroepoce urodzić złotego cielca w postaci atrapy ojca. Dlatego każda menda w tym kraju drapuje się co rana w wytarte szaty ojca narodu, czyli ojca i rodziciela niedorosłych Polaków. Ale może w gruncie rzeczy, każdy naród cierpi na podobny kompleks. Nie kompleks Edypa, lecz kompleks Stasia, Zbysia, Wojtka". Nie odważę się nic dopisywać od siebie do owej genialnej myśli.